Koło
pięciu godzin siedziałem jeszcze w oczekiwaniu na pociąg do
Poznania. Dlaczego chciałem się tam wybrać? Pragnąłem szukać.
Szukać szczęścia, a może po prostu szukać swojego miejsca na
ziemi... Rodzinny Gdańsk wydał mi się w pewnym momencie mojego
życia zupełnym bez sensem. Port otoczony tłumem turystów, zapach
ryb, lasy i jakże malownicze uliczki stały się już dla mnie
codziennością... Nie potrzebowałem tego wszystkiego...Gdybym
jeszcze miał dzieci – myślałem, może i nadmorski klimat byłby
czymś cudownym. Jednakże samotny czterdziestoletni mężczyzna w
środku zimy w Gdańsku? Nie wydawało mi się to rozsądne. Stokroć
bardziej przyciągał mnie urok Poznania czy Wrocławia. Postanowiłem
wybrać bliższe z tych miast. Kolejnym powodem był zwyczajny natłok
wspomnień... Każde miejsce, zakątek, każdy róg ulicy czy skrawek
plaży, miały tu swoją historię. Te wszystkie myśli, uczucia i
wspomnienia nie pozwalały mi wytrzymać tam ani chwili dłużej. W
Poznaniu wszystko było świeże, nowe... Jakby nienaruszone i
czyste. Nie było zbędnych myśli ani pojawiających się z nagła
lęków. Tamto miejsce uznawałem za bezpieczne.
Szczerze
mówiąc nie chciałem uciekać od siebie samego... Ale moje skrajne
pragnienia wręcz siłą wdzierały się do mojego umysłu, były już
tak blisko mnie, że po prostu nie miałem wyboru. Nie wiedziałem w
tamtym momencie czy w Poznaniu osiągnę długo wyczekiwany stan
''szczęścia'', czymkolwiek ono było, lecz coś podpowiadało mi,
że moje życie może ulec zmianie.
Byłem
kiedyś nauczony, że Bóg jest szczęściem. On miał dawać
ukojenie w bólu, On miał liczyć każdą łzę... On miał podnosić
mnie, podczas gdy tak często upadałem, gdy traciłem nadzieję na
lepsze jutro, miał ją przywracać. O Bogu opowiadała mi kiedyś
matka, a później stara ciotka. Po śmierci mamy ona sporadycznie
odwiedzała nas. Starała się pocieszać nas w bólu, mówiła
pięknie o przyszłym życiu w niebie oraz przebaczeniu grzechów...
Kiedyś wierzyłem, że to prawda. Ba, nawet czasem się modliłem.
Szybko jednak piękne pragnienia poszły w niepamięć. Jako
dorastający mężczyzna zacząłem coraz częściej zadawać sobie
pytania: Dlaczego Bóg, wspaniały, wszechmocny, dobry, nie przyszedł
mi z pomocą w najtrudniejszych chwilach mojego życia? Czemu tyle
cierpienia pozwolił wlać w moje wrażliwe i jakże rozgoryczone
serce? Nie potrafiłem tego zrozumieć.
Wsiadając
do pociągu czułem swego rodzaju nieokreślony stan zapomnienia.
Wiedziałem, że ''to co dawne minęło a oto wszystko staje się
nowe...'' Tak zwykła mawiać moja ciotka podczas opowiadań o
Jezusie. Ten wers spodobał mi się i utkwił w pamięci. Nie
czytałem biblii od lat, jednakże owy fragment idealnie opisywał
moje uczucia. Gdzieś w tym całym zagmatwaniu przyszła chwila
ulgi... Starałem się zostawić za sobą Gdańsk i wszystko co się
z nim wiązało. Postanowiłem raz na zawsze zapomnieć o tym ''co
dawne''. W myślach przewijały się setki pytań dotyczących
''nowego życia'' jakie chciałem zacząć. Nie miałem pojęcia co
się w tym ''nowym życiu'' przytrafi, ale wiedziałem, że będzie
to coś niezwykłego.
W
pociągu było ciasno. Do środka wagonu wciąż wdzierali się nowi
pasażerowie. Byli różni... Przepychali się między sobą nieraz
warcząc na siebie jak rozzłoszczone zwierzęta. Mimo ogólnego
zamieszania udało mi się znaleźć miejsce siedzące. Rozłożyłem
na kolanach cały swój dobytek, który składał się z dwóch
głębokich misek, kilku par gumowych rękawic, czystej bielizny oraz
koszuli flanelowej. To wszystko zapakowane miałem szczelnie w
plastikowy worek, dla ochrony przed śniegiem. Spoglądałem tu i
ówdzie na pasażerów. Byli dość zmarznięci. Jeden pan pocierał
niemrawo ręce bezskutecznie próbując je rozgrzać. Młody chłopak
intensywnie przytulał swoją ukochaną, lecz i to nie dawało zbyt
wiele ciepła. Zima była naprawdę mroźna. Siedząc tam, na
niezbyt wygodnym siedzeniu w pociągu osobowym, zastanawiałem się
nad historią życia tych ludzi... Czy mają rodziny, dzieci, co
robią, gdzie pracują. W końcu każdy z nich miał swoją wyjątkową
historię. Szczerze mówiąc wprawiał mnie w zakłopotanie fakt, iż
nigdy nie poznam tych historii. Być może ktoś, koło kogo siedzę
wczoraj jeszcze przeżywał największą tragedię swojego życia?
Być może pięknie uczesana i umalowana pani w biurowym stroju
przepłakała całą noc po niekończącej się kłótni z mężem?
Skąd mogłem mieć pewność, że ta smutna dziewczyna w brązowej
kurtce nie została tydzień temu zgwałcona? Po chwili rozmyślań
rzuciła mi się w oczy pewna młoda kobieta. Miała, nie wiem, może
dziewiętnaście lat? W gruncie rzeczy było to jeszcze dziecko, ale
jej uroda i ogólnie ponadprzeciętna aparycja tak mnie
zaintrygowała, że po prostu nie potrafiłem oderwać od niej
wzroku. Był to istny kwiat pustyni. Pośród tłumu tych szarych,
zwykłych ludzi, była delikatnym kolorem tęczy. Nie wiem do czego
mógłbym ją porównać... Jej usta były tak delikatne, a zarazem
płomienno-czerwone. Wyglądały jak płatki róż - aksamitne, lecz
krwiste. Oczy miała duże, otoczone tysiącem czarnych i długich
rzęs. Nie potrafiłem jednak określić koloru. Patrzyła w dal...
Tak jakby rozmyślała o czymś bardzo ważnym. Wypełniał ją taki
blask, jakiego nigdy jeszcze nie widziałem. Cała jej twarz skąpana
była w tym blasku. Patrzyła takim spojrzeniem... Tak niewinna a
zarazem uwodzicielska. Siedziałem kilka kroków od niej, więc
mogłem z łatwością obserwować jej cudowne oblicze. Cała była
jak anioł. Nawet jej włosy były delikatnie falowane, długie i
jasne, tak, jak na wszystkich obrazach przedstawiano aniołów. Nie
wiem dlaczego, zainteresowała mnie. Może dlatego, że całość jej
anielskiego wyglądu zaburzało jej nietuzinkowe ubranie? Prawdę
mówiąc było ono po prostu dziwne. Zwykle młode dziewczyny
ubierały się w proste suknie z kołnierzykiem, sweterki lub
kolorowe płaszczyki. Ona natomiast miała na sobie spódnicę.
Oczywiście nie zadziwił mnie sam fakt posiadania tej części
garderoby, ale to jaka to była spódnica. Powiem tak... Była długa.
Bardzo długa, wręcz nieprzyzwoicie długa. Pogniecione fałdy
materiału spokojnie leżały na ziemi... Dziwny miała kolor...
Mniej więcej przypominał on czerń zmieszaną z brudną zielenią.
Nie do końca znałem się na modzie ale z pewnością byłem w
stanie określić w ciągu krótkiej chwili, że owa sukienka
znacznie odbiegała od kanonów ówczesnej mody. Kolejnymi elementami
jej zaskakującego stroju był krótki sweter, który znacznie
odkrywał jej szczupły brzuch oraz słomiany kapelusz. Zdumiewałem
się widząc coś takiego gdyż, dobry Boże, był styczeń... Ludzie
trzęśli się z zimna. A ona po prostu stała. Stała i patrzyła w
dal. Była dość wysoka, zastanawiałem się czy nie ma
podwyższanych butów, niestety nie zdołałem ich zobaczyć,
ponieważ nieznajoma skutecznie zasłoniła je swoją nieziemską
suknią. Bardzo trudno było mi zrozumieć jej gust ale dostrzegłem
w niej coś więcej. Myślała o czymś, a ja w jednej sekundzie
zapragnąłem znać wszystkie jej myśli.